Blog poświęcony literaturze, sztuce i psom.
Oj ci nauczyciele…..
Dobrych filmów o nauczycielach znam kilka, o ostatnim już pisałam, dziś chciałabym wrócić do ,, Wersji Browninga’ ’z 1994 roku w reżyserii Mike Figgisa .Szkoła, w której rozgrywa się akcja w niczym nie przypomina klasycznej polskiej szkoły, gdzie radość wywołuje fakt, że jest ciepło ( grzeją!), przysługuje 1 ryza papieru ksero na miesiąc ( hurra!), a nawet można znaleźć w toalecie papier toaletowy ( jest!). Tu mamy do czynienia z placówką ekskluzywną, uczącą wyłącznie przedstawicieli płci męskiej, wywodzących się z tzw. dobrych rodzin.
Bohater to wykładający łacinę i grekę Andrew Crocer-Harris ( znakomity Albert Finney), który zostaje zmuszony do odejścia, a na jego miejsca przybywa pełen energii nauczyciel języków nowożytnych. Nikt nie żałuje odchodzącego, który nazywany jest przez uczniów,, Hitlerem’’ .Film opowiada o życiowej i zawodowej klęsce człowieka, który trzymając się zasad, regulaminów, planów zagubił gdzieś kontakt z drugim człowiekiem i zagubił przede wszystkim siebie.
To nie jest prosta historia o tym, jakim być i jakim nie być. Gdy jeden z uczniów staje po stronie ,, Hitlera’’ ten uświadamia sobie, co przegapił, co zgubił, czego żałuje. I mimo pesymizmu tej opowieści, gdzieś tli się nadzieja, że może nigdy nie jest za późno.